czwartek, 30 sierpnia 2012

Ima mo furi tsuzukeru ame


   Dzień zapowiadał się bardzo ładnie, słońce, lekki wiaterek… Jednak do czasu. Na godzinę przed zaplanowanym wcześniej spacerem zaczął padać deszcz. Czyż nie jest to typowo brytyjskie? :)  Mimo deszczu wybraliśmy się na spacer po (zapewne pięknym w słoneczny dzień) parku, gdzie miało być dużo saren i jeleni w Sevenoaks. 



   Stare drzewa, pagórki, zielono dookoła ale po sarnach zostały jedynie ich odchody. Ciekawy widok. Jednak dzieciaki miały dużą frajdę gdy ślizgały się na błocie i skakały po kałużach. 




 Gdyby park był odrobinę bliżej z pewnością bym się tam wybrała ponownie na długi spacer.



   Cali zmoknięci poszliśmy do pizzerii. Muszę powiedzieć : nigdy nie jadłam tak pysznej pizzy! Jeśli kiedykolwiek ktoś będzie mijał Pizza express to z pewnością mogę polecić to miejsce i pizzę „Pollo ad Astra Leggera” . Pierwszy raz też spotkałam się w pizzerii z „kącikiem dla dzieci”, gdzie mogli ugnieść swoje ciasto, ulepić cokolwiek chcieli a kucharz upiekł ich wyrób w piecu od pizzy :) . Sprawiło to dzieciakom ogromną przyjemność i świetnie się bawili!








sobota, 25 sierpnia 2012

Moi aussi j'ai une fée chez moi


   Cisza, szum wiatru i chmury płynące  po niebie jakby niżej niż w Polsce. Już gdy byłam wcześniej w Londynie wydawało mi się, że odległość między niebem a ziemią jest mniejsza niż gdziekolwiek indziej. Może to tylko moje wrażenie, a może po prostu urok UK. Nie wiem dlaczego, ale patrzenie w to niebo, czucie wiatru we włosach bardzo mnie uspokaja i dzięki temu, mimo tego, że jestem tu dopiero kilka dni, odnajduję wewnętrzną równowagę. Może to brzmi śmiesznie, ale jeszcze niedawno czułam się bardzo zagubiona. 



   Kent słynie z produkcji owoców, więc w okolicy jest dużo sadów, szczególnie z jabłoniami. Dzięki temu mogę podziwiać piękny krajobraz z okna w moim pokoju. Muszę przyznać, że East Malling jest bardzo uroczym miasteczkiem. Gdy pierwszy raz je zobaczyłam, jadąc z lotniska, pomyślałam „czuje się UK” , pewnie z powodu zabudowy, która nie jest „pierwszej młodości” ale dodaje specyficznego klimatu, jakby sprzed wielu lat, gdy po podobnych uliczkach chodziła Mary Poppins .



  
Dobrze się tu czuję, chociaż jeszcze nie mam z kim spędzać wolnego czasu ale nie wszystko na raz. Najpierw musze się tu zaaklimatyzować, dobrze poznać dzieciaki, które już się do mnie przyzwyczajają ale wydaje mi się, że trzymają mnie na dystans i jakby „testują” :) .



  
   Spostrzeżenie nr.1 : Ludzie są zbyt mili i uprzejmi. Łagodni i zawsze mówiący bardzo sympatycznym tonem. Szczerze mówiąc nie jestem do tego przyzwyczajona. Polacy ciągle narzekają, nic im nie pasuje, zawsze jest źle i pod górę. Tymczasem tu jest zupełnie odwrotnie. Moi hości są wspaniałymi, miłymi ludźmi, a ja czuję się gburowato przy nich. Nie umiem używać aż tak dużo pochwał, uprzejmości czy ładnych przymiotników co oni i inni Brytyjczycy ( ci z którymi miałam okazję się spotkać). 

   Spostrzeżenie nr.2 : W Polsce jeszcze jako tako funkcjonuje ruch prawostronny na chodnikach, przejściach dla pieszych czy tego typu miejscach. Jednak tutaj sprawia mi wielką trudność przemieszczanie się i przeciskanie pomiędzy ludźmi którzy idą w  każdą możliwą stronę. :)