poniedziałek, 3 września 2012

Czarownica na hulajnodze




   Dreszczyk emocji, niepewność czy wszystko dobrze pamiętam. „We will shortly be arriving at London Victoria” słyszę w głośnikach. Po chwili już kieruję się do stacji metra. Nic się nie zmieniło. Wszystko jest takie jak trzy lata temu. Uśmiecham się do siebie, ale nikt się na mnie dziwnie nie patrzy, mijająca mnie dziewczyna odwzajemnia grymas, chociaż w ogóle mnie nie zna i przecież nie wie co mnie tak ucieszyło. Dziwne, zazwyczaj spotykam się z zupełnie inna reakcją, bardziej niesympatyczną i złośliwą.  


   Uśmiecham się dalej czekając na metro. „Tęskniłam” zwracam się w myślach do nadjeżdżającego pociągu. Londyńskie ‘the tube’ jest zupełnie inne niż metro w Warszawie czy Madrycie, w moim odczuciu oczywiście. Chociaż między londyńską Victorią i madryckim Nuevos Ministerios jest pewne podobieństwo – są pogmatwane, przez co tak samo ich nie lubię :) . The tube ma swój klimat, nie wiem dlaczego ale dla mnie jest specyficzne, magiczne, tajemnicze. Na bardzo małej przestrzeni na peronie czy w pociągu, mieszczą się jednocześnie ludzie wszystkich ras i religii, wielu narodowości. Podobnie jest na ulicach. Londyn jest miastem europejskim, z teoretyczną dominacją rasy kaukaskiej, jednak w praktyce wydaje mi się, że „biali” ludzie stanowią zaledwie 1/3 część mieszkańców tego miasta. Przemykają prawie niezauważalni pomiędzy ludźmi od jasno brązowego koloru skóry po tak ciemny, że wydaje się niemal czarny, od niebieskich oczu przez zielone po czarne i skośne. Podobnie jest z językiem, co szczególnie dało się zauważyć na targu Portobello. Słyszałam hiszpański, włoski, rosyjski, niemiecki, polski, francuski, japoński, chiński, koreański i wiele innych, których niestety nie potrafię nazwać, a angielskiego prawie wcale. „Co jest?!” pomyślałam. Tyle języków na jednej ulicy, podczas zaledwie jednej godziny w stolicy anglojęzycznego kraju. Niesamowite! W Polsce, w Warszawie nigdy się z takim zjawiskiem nie spotkałam i zapewne nigdy nie spotkam (Wietnamczycy na ‘stadionie’ to za mało :) ). Londyn przyciąga zarówno turystów, ludzi chcących zarobić więcej niż w ojczyźnie czy ludzi takich jak ja oczarowanych tym miastem i swobodą jaka tu panuje.


   Stolica Wielkiej Brytanii jest idealnym miejscem dla indywidualności, ludzi którzy czują się przytłoczeni, zamknięci w niewidzialnej klatce miejsca w którym mieszkają. Tu nikt się dziwnie nie patrzy gdy idziesz i uśmiechasz się do swoich myśli czy jesteś dziwnie ubrana. Tu możesz nosić kożuch i kozaki latem, a zimą japonki i krótkie spodenki i dla nikogo to nie będzie dziwne, bo każdy ma swoje paranoje, swój własny styl i nie ważne dla niego jest to jak jesteś ubrany. Czy jesteś modnie ubraną, szczupłą dziewczyną czy sześćdziesięcioletnią kobietą z długimi, rudymi włosami, w zielonym kapeluszu na głowie, czarnym płaszczu, wyglądającą jak czarownica i jadącą na hulajnodze po jednej z głównych ulic miasta albo czy chodzisz w dwóch różnych butach. Tu można otworzyć umysł i przestać się przejmować. Za to kocham Londyn za swobodę,  indywidualizm i oczywiście za to, że jest pięknym miastem.  


Serdecznie zapraszam na fotorelację :)

Emirates Stadium:



Hyde Park i Kensington Palace:







Portobello:






z dedykacją dla Megan. :*




Buckingham Palace:




Regants Street festival:

St. Paul Cathedral i Millenium Bridge












3 komentarze:

  1. patrze na niektóre zdjęcia i myślę "o! pamiętam to zdjęcie z przed trzech lat! a nie, to nowe tylko w tym samym miejscu :D" fajnie że odwiedziłaś "stare śmieci" :p chyba naprawdę musze cie tam odwiedzić :) stara piłka Man United - genialna :) a fota z samowyzwalacza - miszczostwo :D Bu$kA :*

    OdpowiedzUsuń
  2. muszę w końcu wybrać się do Londynu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. hmmm -chodzenie w dwóch innych butach, ciekawe o czym mowa.... xD haha trzymaj się kochana :*

    OdpowiedzUsuń