piątek, 15 marca 2013

'one way or another'




   Za tydzień będę już w Polsce. Przez miesiąc będę się obijać i jęczeć, że nie wiem co chce studiować. ( Mamo, radzę się na to przygotować ). Mimo, że bardzo chcę iść na studia i naprawdę nie mogę się doczekać października, to przeraża mnie moje niezdecydowanie. Mam zaplanowane najbliższe 5 lat, co, gdzie i jak będę robić ale… nie mam wybranego kierunku studiów. Creepy. 



   Muszę powiedzieć, że zaczął się bardzo dziwny czas dla au pair’ek. Coraz więcej rozmawiamy między sobą o powrotach na stałe do swoich krajów. Niektóre dziewczyny chcą lub muszą wrócić wcześniej i jest to dla mnie bardzo smutne. Nikt nie lubi pożegnań, zwłaszcza gdy się kogoś dobrze poznało i z kim się miło spędza czas. Naprawdę ciężko jest powiedzieć ‘Goodbye’, bo mam świadomość, że możemy już nigdy się nie spotkać.



Dziś mamy Red Nose Day ( Comic Relief -  brytyjska organizacja charytatywna finansująca i organizująca szereg projektów mających na celu niesienie szeroko rozumianej pomocy potrzebującym w Wielkiej Brytanii i Afryce. )


  

A tak było przez ostatnie 2tygodnie :)








^^

 
 

niedziela, 24 lutego 2013

Even if it leads nowhere.

20/02/2013

   Wiosna w UK zaczęła się już w lutym. 3 tygodnie temu kwitły przebiśniegi, pączki liści na drzewach też już są od jakiegoś czasu, słońce świeci i tak przyjemnie grzeje, że aż chce się być na dworze.  To dość zabawne, ale ta pogoda przypomina mi polski przełom marca i kwietnia, wracanie ze szkoły z ciężkim plecakiem po 8 lekcjach i myślą w głowie ‘o 19:00 angielski, a jeszcze go nie odrobiłam… a jutro wejściówka z geografii…’ . Taka pogoda bardzo kojarzy mi się ze zmęczeniem po ciężkim dniu w liceum. Dziwne, bo wiosną wszystko, teoretycznie, się budzi do życia. Nawet niedźwiedzie po śnie zimowym. A ja mimo, że bardzo wiosnę lubię, mam takie dziwne skojarzenie. 



 
   ‘Jaka będzie pogoda w Polsce jak pojedziesz na koniec marca?’  zapytał mnie ostatnio host, na co odparłam  ‘Taka jak tu teraz.’  W UK nie ma takiej zimy jak w Polsce, wiosna jest dużo wcześniej, ale… drodzy Brytyjczycy… o gorącym lecie możecie pomarzyć. :)





   Odbiegając od tematu pogody… W ostatnią niedzielę wybrałam się do Londynu. Mimo iż pchle targi okazały się zwykłym rynkiem (chyba, że nie trafiłam tam gdzie chciałam, co jest bardzo możliwe :) ), a o Londyńskim Fashion Week’u całkiem zapomniałam, to bardzo się ta wyprawa udała. Przeszłam od Shoreditch, przez targi, Tower Bridge, Elephant and Castle,  London Bridge, aż po The Monument. Nogi bolały mnie przez dwa następne dni ale w tak piękną pogodę, z kubkiem truskawek w czekoladzie w ręku było naprawdę fajnie. Chyba częściej, będąc w stolicy Anglii, muszę porzucić metro i spacerować. Londyn ma kilka oblicz. Jedno z nich to oblicze biznesowe – Canary Wharf, okolice Liverpool Street, jest też,oczywiście, oblicze turystyczne- od Buckingham Palace po muzeum Madame Tussaud  i jest jeszcze jedno – ulice będące z dala od turystycznego czy biznesowego zgiełku. Zwykłe ulice, pełne szeregowych domów i sklepów ‘u hindusa’ , zupełnie nie pasujące do świetności Londynu, a będące jego duszą. Według mnie jest to bardzo tajemnicze miasto gdzie uśmiechający się do ciebie zwykli ludzie mieszają się z kibicami jadącymi na mecze i turystami. Myślę, że Londyn ma w sobie wiele zagadek, które tylko czekają aby je odkryć. :)























 















UPDATE (22/02/2013) : spadł śnieg. A tak się cieszyłam z wiosny…..