Niedziela. Znowu roboty na torach między Maidstone a
Ashford. Czy ja naprawdę nigdy nie mogę pojechać gdzieś beż problemów? Eh..
Jednak mimo wszystko nie było tak źle i po dwugodzinnej podróży dotarłam do
Dover.
Muszę przyznać, że wyobrażałam sobie to miasto mniej więcej
tak jak je zobaczyłam. Szeregowe domy, kamienista plaża. Jedynie rozmiar miasta
się nie zgadzał. Dover okazało się malutkim miasteczkiem! Kilka uliczek, pubów,
dwa polskie sklepy, przeogromny i niesamowity port i zamek,dobrze wyglądający tylko na pocztówkach. Nie
mogę zapomnieć oczywiście o białych klifach, które są imponująco piękne.
Po zwiedzaniu przyszedł czas na relaks więc ja i cztery inne
polskie au pair wróciłyśmy na plaże i rozpaliłyśmy grilla :)
Przyszła wiosna, a wraz z nią ja wróciłam do
UK. Już gdy jechałam pociągiem z lotniska Stansted do centrum Londynu widziałam
piękne, kwitnące na różowo drzewa oraz przepiękne kwiaty magnolii. Trawa wydaje się być bardziej
zielona, niebo bardziej błękitne, a powietrze cieplejsze i wiatr nie jest tak
zimny że czuć go po kościach. Ptaki wyśpiewują piękne symfonie, uspokajające i
kojące nerwy. Uwielbiam taką wiosnę. Gdy słońce grzeje, ale nie ‘pali’ , gdy
wieje przyjemny wiaterek i gdy wszystko budzi się z zimowego snu i odrętwienia
(łącznie ze mną). Wiosną lepiej się marzy, lepiej planuje i podejmuje decyzje
‘nie do podjęcia’. Wszystko wydaje się łatwiejsze i realniejsze.
Czas w Wielkiej Brytanii płynie szybciej niż
gdziekolwiek na ziemi. Już miną tydzień od mojego przyjazdu z ‘urlopu’, a mnie
się wydaje jakbym jeszcze wczoraj bawiła się z moimi kotami w Polsce.Zaczęły się moje ostatnie dwa miesiące w UK.
Dziwnie się czuję gdy o tym myślę, ale jestem otwarta na to co przyniesie
przyszłość i szczerze mówiąc nie mogę się tego doczekać.
W pierwszy weekend po powrocie odwiedziłam
ponownie Canterbury. Piękne miasteczko z przeogromną katedrą w centrum. Wraz z
innymi au pair postanowiłyśmy wybrać się na tzw. punting czyli ‘zwiedzanie miasta łódką’.
Przez około 40 minut płynęłyśmy rzeką i podziwiałyśmy Canterbury. Myślę, że nie
ma co się rozwodzić nad urokami tego miasta, trzeba tam pojechać, albo obejrzeć
zdjęcia ;) .
Nie mogę się
nadziwić jak czas szybko leci. Niedawno były święta Bożego Narodzenia,
spędziłam w Polsce trochę czasu, odpoczęłam i spotkałam się z przyjaciółmi, a
teraz znów tu jestem. Spędziłam w domujuż ponad tydzień i nudzę się jak mops. Filmy jakie chciałam obejrzeć
już obejrzałam, nadrobiłam zaległości blogowo-facebookowo-youtubowe, byłam na
spacerze po mieście i porządnie zmarzłam.
Śnieżne Święta
Wielkanocne minęły bardzo szybko. Niedziela – śniadanie, obiad, leniuchowanie,
poniedziałek – obiad i leniuchowanie. Hura! Święta są super… Byłoby znacznie
fajniej gdybym mogła iść na spacer bez ciepłej kurtki i czapki.
Jako, że nie
spędzałam Wielkanocy w UK i nie miałam okazji zobaczyć jak święta są obchodzone
tam. Pomyślałam więc o zrobieniu małego „research’u” i sprawdzeniu co i jak.
Po przepatrzeniu
kilku stron rzuca mi się w oczy jedna
różnica pomiędzy spędzaniem świąt u mnie w domu i tym jak są one spędzane w UK
a mianowicie Brytyjczycy urządzają dużo zabaw. Easter Egg Hunt czyli polowanie
na jajka. Dzieci biegają ze śmiesznymi koszyczkami po ogrodzie w poszukiwaniu
czekoladowych jajek, co wydaje mi się dobrą zabawą (pod warunkiem, że nie ma
śniegu). Jest też „rolling eggs” co,
swoją drogą na śniegu by się sprawdziło. Jest to pewnego rodzaju konkurs na
toczenie jajek z górki. Wygrywa ten, którego jajko rozbije się ostatnie lub
potoczy się najdalej.Wielkanocny
Poniedziałek jest dniem sportowo – rekreacyjnym. Odbywa się wiele festiwali,
meczów, wyścigów konnych. Są też różnego rodzaju zawody. Bardzo ciekawy konkurs
– rzut kaloszem na odległość – odbywa się w hrabstwie Somerset. W Gawthorpe, Yorkshire
natomiast, jest wyścig z 50kg workiem
węgla. Fajnie prawda? ;)To chyba tyle o Wielkanocy….